Choć wielu osobom wydaje się, że jestem człowiekiem sukcesu, który osiągnął w swoim życiu bardzo wiele i może pochwalić się nowoczesnym mieszkaniem, samochodem z salonu i wysokimi zarobkami, to w moim mniemaniu jestem wielkim przegranym, któremu nie udało się zrealizować życiowych planów i musiał zdecydować się na jakiś zamiennik.
W trakcie szkoły średniej marzyłem o dostaniu się na studia medyczne. Pragnąłem zostać chirurgiem, który pracą swoich rąk pomagałby innym wyjść z choroby. W ostateczności rozważałem również inne specjalizacje, jednak zawód lekarza nadal pozostawał bez zmian. Chciałem pracować w medycynie i koniec – to było moje powołanie. Niestety, los bywa czasami okrutny i mimo długich miesięcy przygotowań matura poszła mi na tyle kiepsko, że nie udało mi się dostać na żadną uczelnię medyczną. Świat mi się wtedy załamał, jednak z czasem stwierdziłem, że spróbuję raz jeszcze, za rok – wiele osób zaczyna studia nieco później i nikt się temu nie dziwi. Przez rok uczyłem się jak szalony – nie poszedłem nigdzie do pracy, bo bałem się, że nie będę miał czasu na naukę i zawalę najważniejszy egzamin mojego życia. Jak widać nawet praca nie była do tego potrzebna, bo mój przeuczony egzamin nie wytrzymał i akurat na czas matur wylądowałem w szpitalu z powodu wycieńczenia organizmu. Marzenia o medycynie legły w gruzach.
Po jakimś czasie udało mi się pozbierać na tyle, by zacząć szukać pracy. Poszedłem na studia zaoczne na marketing, a w między czasie pracowałem (i pracuję) jako przedstawiciel medyczny Pabianice. W medycynie zostałem, choć nie jest to to, o czym marzyłem.